Skończyłam 7 lat. Czas do szkoły! Dumni
byli wszyscy: mama, tata, siostra i JA! Wraz z siostrą szłyśmy szczęśliwe do 1
kl. Tata zawiózł mamę do pracy, nas podwiózł tuż pod samą szkołę, a sam
pojechał do swojej pracy. Co prawda mama ma własny samochód, ale mówi, że woli
jechać razem z nami. Poszłyśmy do szkoły nieco zaniepokojone, ale tam każdy był
dla nas taki miły, że strach szybko minął. Lekcje nie okazały się trudne.
Na 1 przerwie wraz z siostrą
poszłyśmy zjeść kanapki. Ja miałam z szynką, serem, ogórkiem, sałatą i
szczypiorkiem, a moja siostra z dżemem z owoców leśnych. Farciara… Na szczęście
miała większą ochotę na konkretne jedzenie, nie na słodkie, więc się zamieniłyśmy!
No cóż… Moje szczęście!
Po zjedzeniu kanapek zobaczyłyśmy
nietoperza z szóstej klasy, który zaatakował małego chomiczka z naszej klasy
tekstem: „Dawaj jedzenie, głupi śmieciu! Chyba, że chcesz dostać w łepetynę!”! Nietoperz
miał na imię Sebastian, a Chomik Maurycy. Nietoperz wyglądał na za starego na
szóstą klasę… Zupełnie, jakby był już dawno po osiemnastce… Chciałyśmy kogoś o
tym zawiadomić, ale niestety nie było w danej chwili żadnego nauczyciela w
pobliżu (gdzie oni się podziewają?). „Ale ja już wszystko zjadłem… - powiedział
Chomik – …wybacz…”. Wtedy Nietoperz postanowił nie grać fair. Złapał za chomika
i już miał go walnąć, kiedy postanowiłam, że to zrobię… Zeskoczyłam z ławki i
pobiegłam w ich stronę. Pacnęłam Nietoperza. Odwrócił się. „A Ty niby czego tu
chcesz, pryszczu!? – powiedział przez zaciśnięte zęby.”. „Jestem Peęrpii –
odpowiedziałam – A to jest moja siostra, Lioko! – chwyciłam za siostrę.”. Nietoperz
tylko parsknął: „A czy Ty myślisz, że mnie obchodzi, kim jest jakaś 3-letnia
dziewczynka, która zaczepia starszych?”. Złapałam się pod boki i powiedziałam: „Powinieneś!”.
Lioko złapała mnie i szepnęła mi do ucha: „Czy Ty nie uważasz, że to już
przesada?”, a wtedy ja odszepnęłam: „Spokojnie. Mam plan.”. Odepchnęłam siostrę
i odwróciłam się z powrotem do Nietoperza, który właśnie mówił: „Nie ważne.
Wracając…”. Zanim zdążył cokolwiek więcej zrobić powiedziałam z rękami
złożonymi w krzyż: „Czy nie wiesz, że to nie dozwolone?”. Wzruszył ramionami. „Może
i jest, – zaczął – ale mnie to nie obchodzi.”. „A powinno! – wykrzyknęłam.”. Widziałam,
jak zza Nietoperza Chomik pokazuje mi, żebym przestała. „Dziecko… - powiedział najwyraźniej
poirytowany moją obecnością – Ty chyba nie wiesz, z kim zadzierasz…”. „Dobrze
wiem. – odparłam – Rozmawiam z niewychowanym chłopcem, który boi się uderzyć
małą dziewczynkę – przymknęłam oczy.”. „Peęrpii! – usłyszałam krzyk mojej
siostry.”. Otworzyłam oczy. Ujrzałam pięść lecącą w moją stronę. Szybko
uskoczyłam na bok i poturlałam się wszerz korytarzu. Trochę się potłukłam i
przecięłam sobie wargę. Wytarłam krew o łapę i wskoczyłam na plecy nietoperza.
Ugryzłam go w ucho i walnęłam pięścią w głowę. Zapiszczał nietoperzym piskiem z
bólu. Usłyszałam, jak Maurycy wykrzykuje moje imię, co mnie rozproszyło.
Nietoperz Sebastian wykorzystał ten moment i złapał mnie za kark. Maurycy
skulił się, bo czuł, że to jego wina. Sebastian już chciał mnie uderzyć, kiedy
zauważyła tą sprawę P. Dyrektor i uderzył Nietoperza w plecy, po czym kiwnął
palcem. Nietoperz upadł na ziemię zdziwiony. Podniósł mnie, pogłaskał po główce
i powiedział: „Dobrze sobie z nim poradziłaś. – przyklęknął obok mnie - Nigdy jeszcze
nie widziałem, żeby ktoś tak świetnie walczył! – zarumieniłam się – To jest
nasz łobuz szkolny… Pięć razy nie zdał – powiedział szeptem – Nawet gimnazjaliści
nie mają ochoty z nim walczyć! A Ty się odważyłaś! I ani trochę się nie bałaś! Spójrz
mi w oczy – spojrzałam - Widzę ten dziki blask w Twoim oku… Zupełnie, jakbyś
skrywała w sobie potajemnie dziką moc… - położył swoją łapę na mojej – Ale na
przyszłość wykorzystaj swoją zwinność i szybkość, i pobiegnij do mnie do
sekretariatu. – mrugnął. Speszyłam się i byłam trochę zdenerwowana, ze użył
tych słów: „Ale na przyszłość wykorzystaj swoją zwinność i szybkość, i
pobiegnij do mnie do sekretariatu.”, ale jednak pomimo wszystkiego podziękowałam
– A Ty – zwrócił się do Sebastiana – jeszcze raz wyrządzisz komuś krzywdę, bądź
będziesz próbować, a pożegnasz się ze szkołą! – zagroził pięścią – Znam Twoją
matkę! – powiedział przez zaciśnięte zęby – Dobrze wiesz, jak ona zareaguje na
taką wiadomość…”. „T… t… t… tak jest… - przyrzekł.”. „Ale nie myśl, że Ci się upiecze
– ciągnął dalej P. Dyrektor. – I tak powiem Twojej matce o wszystkich Twoich
wybrykach… - zamyślił się na chwilkę – wydaje mi się, że trzymamy Cię tu już za
długo…”. Z plotek wynika, że płakał po tym, jak mały dzidziuś, heh…
Na koniec wszystkich lekcji
poszłyśmy na stołówkę i właśnie tam poznałyśmy Kabanosa… Przedstawił się, jako
(cytuję): „Michael Michał Kabanos Hot-Dog 3 Jackson, a w skrócie Kabanos”,
całując mnie i Lioko w łapę.
On siedzi w rzędzie pod oknem, a
ja pod ścianą. Na lekcji cały czas się we mnie wpatrywał. W pewnym momencie nie
mogłam stłumić uśmiechu i wyszczerzyłam do niego zęby oraz mu pomachałam. Wtedy
się ożywił i zaczął wykonywać różne, dziwne i chaotyczne ruchy powiązane
równocześnie z machaniem. Parsknęłam śmiechem… Niestety przeze mnie oblał
kartkówkę, bo nie mógł się skupić, ponieważ ja go rozpraszałam… Muszę mu to
kiedyś zrekompensować…
W każdym bądź razie później
przyjechał po nas tata. Na nieszczęście Kabanosa okazało się, że u niego tata
pojechał do szpitala, bo złamał nogę podczas pracy na budowie (jego ojciec jest
budowniczym), a mama miała ważne spotkanie w pracy, w ratuszu (była radną) i
nie mogła wracać przez najbliższe 4 godziny, a po za nimi cała reszta rodziny
była także zajęta. Ponieważ Kabanos nie mógł zostać na świetlicy dłużej, niż 1
godz., spytałam się taty czy Kabanos nie mógłby do nas przyjechać. Tata
powiedział: „Jeżeli jego mama nie ma nic przeciwko, to ja także nie”. Wziął
komórkę, Kabanos podyktował mu numer telefonu do jego mamy. Mama Kabanosa była
szczęśliwa, że ktoś go zabierze i że mogła jakkolwiek się z nim skontaktować,
więc bardzo chętnie pozwoliła, a nawet dziękowała za to, że to robimy. Nad nami
zaczęły zbierać się ciemne burzowe chmury, więc szybko uciekliśmy do auta, jeszcze
za nim rozpoczęła się nawałnica. Waliły pioruny, padał deszcz i grad, słychać
było grzmoty. Szybko dotarliśmy do domu niestety jednak mokrzy, ale cali. Tata
nie wziął parasola, bo nie przewidywał nawałnicy, zresztą meteorolodzy także
nie. Schowaliśmy się pod ciepłym kocem, wysuszyliśmy się i zaczęliśmy się bawić.
Gdzieś o 20:00 przyjechała mama Kabanosa po samego Kabanosa. Tak się dobrze
bawiliśmy, że Kabanos ostatecznie został u nas na noc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz